Prolog... kiedy zły świat staje się jeszcze gorszy
Prolog
Hermiona leżała na ostrych
kamieniach, które wbijały się w jej plecy. Spojrzała w bok i
ujrzała obok siebie powiększającą się kałużę krwi.
Uśmiechnęła się głupio do siebie. Dzisiaj mijał 5 rok odkąd
trafiła do tego zamkniętego miasteczka. Podobno miało ono być
ostoją i szansą na spokojne życie dla tych, którzy nie byli jak
to określiłby Lucjusz Malfoy "godni trzymania różdżki ani
nazywania siebie magami". Wszyscy, którzy myśleli, że po
śmierci Voldemorta zapanuje spokój byli w ogromnym błędzie. Nikt
tak na prawdę nie zdawał sobie sprawy z tego ilu jego podwładnych
ostrzy sobie ząbki na tytuł "władcy świata", którym
miał czelność określać się Czarny Pan. Tydzień po tym jak Harry
Potter zabił mordercę swoich rodziców, w magicznym świecie
zapanował kompletny chaos. Ministerstwo Magii koplętnie oszalało
od natłoku informacji i o tajemniczych zabójstwach dokonanych na
czarodziejach i czarowniach pół-krwi i takich mugolaków jak
chociażby Hermiona, którzy uważani byli za zwykłych oszukańców.
Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. Liczba ofiar cały czas
się zwiększała a wszyscy pozostawali bezsilni wobec anonimowego
zabójcy. W końcu któregoś dnia jedna z ofiar znaleziona została
ledwo żywa w okolicy Hogsmeade. Świadkowie natychmiast zabrali
kobietę do Św.Munga. Okazało się, że ową kobietą jest
czarownica, która pochodzi z mugolskiej rodziny. Zeznała ona, że
wracała z pracy i ktoś ugodził ją paroma cruciatusami i
specjalnie pozostawił ją przy życiu. Kazał by przekazała
Ministrowi, że ofiar będzie o wiele więcej gdyż planują
unicestwić wszystkich, którzy są zagrożeniem dla czystości krwi
czarodziejskiej. Następnego dnia każda gazeta pisała o owym
incydencie. I wtedy ktoś wpadł na pomysł by zebrać potężnych
magów z całego świata i wspólnymi siłami stworzyć niewielkie
miasteczko o dumnej nazwie Aydindril. Miało ono być chronione
silnymi zaklęciami, które uniemożliwiać miały znalezienie tego
miejsca dla kogokolwiek, wejście do niego a co za tym szło,
wyjście. Ta wiedza była tylko dostępna wtajemniczonym a tych nie
było wielu. Hermiona wątpiła nawet by było ich pięciu. W końcu
chodziło o bezpieczeństwo w środku miasteczka. Zamiary może i
mieli dobre ale nie pomyśleli o tęsknocie ludzi przebywających w
Aydindril. Rozdzielane były bardzo często małżeństwa, ponieważ
tutaj nie mogło być czarodziei czystej krwi. Przez pierwsze 2 lata
Hermiona myślała, że oszaleje z tęsknoty za rodziną i
przyjaciółmi. Jedyne dzięki czemu jakoś się trzymała były
listy, które dostawała i odpisywała na nie codziennie. Kolejne 3
lata jakoś zleciały. Gdzieś ukradkiem usłyszała jak profesor
Snape mówi, że Lucjusz Malfoy zajął pozycję Voldemorta i to
właśnie on stoi za tymi atakami, chce wykonać czystkę i stworzyć
idealną rasę czarodziei. Wyglądało na to, że miał jeszcze
większą schizę od jego jego nieżyjącego już pana, którego był
najwierniejszym chyba sługą. Z tego co więcej podsłuchała
posiadał on niewiarygodnie niebezpiecznych zabójców i to właśnie
oni dopełniali tych zabójstw. W każdym razie... miasteczko nie
było aż tak bezpieczne jak zapewniało Ministerstwo Magii i nawet
sam dyrektor Szkoły Czarodziejstwa i Magii w Hogwarcie. Temu
pierwszemu nie można było ufać nawet w pięćdziesięciu
procentach ale Dumbledore? Jak on mógł wysłać ją gdzieś i
innych, zagubionych bez rodziny. To nieludzkie. Wolałaby zginąć
tam gdzie jest jej rodzina niż w towarzystwie obcych ludzi, nie
żegnając się z najbliższymi.
- Hermiona... - szept wyrwał ją z
otępienia lecz nie miała siły pod odpowiedzieć a tym bardziej się poruszyć. - Granger!! - serce zabiło jej mocniej. Znała ten
głos...ale nie chciała go już nigdy więcej słuchać...głos
zdrajcy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz