niedziela, 15 czerwca 2014

Prolog... kiedy zły świat staje się jeszcze gorszy


Prolog

Hermiona leżała na ostrych kamieniach, które wbijały się w jej plecy. Spojrzała w bok i ujrzała obok siebie powiększającą się kałużę krwi. Uśmiechnęła się głupio do siebie. Dzisiaj mijał 5 rok odkąd trafiła do tego zamkniętego miasteczka. Podobno miało ono być ostoją i szansą na spokojne życie dla tych, którzy nie byli jak to określiłby Lucjusz Malfoy "godni trzymania różdżki ani nazywania siebie magami". Wszyscy, którzy myśleli, że po śmierci Voldemorta zapanuje spokój byli w ogromnym błędzie. Nikt tak na prawdę nie zdawał sobie sprawy z tego ilu jego podwładnych ostrzy sobie ząbki na tytuł "władcy świata", którym miał czelność określać się Czarny Pan. Tydzień po tym jak Harry Potter zabił mordercę swoich rodziców, w magicznym świecie zapanował kompletny chaos. Ministerstwo Magii koplętnie oszalało od natłoku informacji i o tajemniczych zabójstwach dokonanych na czarodziejach i czarowniach pół-krwi i takich mugolaków jak chociażby Hermiona, którzy uważani byli za zwykłych oszukańców. Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. Liczba ofiar cały czas się zwiększała a wszyscy pozostawali bezsilni wobec anonimowego zabójcy. W końcu któregoś dnia jedna z ofiar znaleziona została ledwo żywa w okolicy Hogsmeade. Świadkowie natychmiast zabrali kobietę do Św.Munga. Okazało się, że ową kobietą jest czarownica, która pochodzi z mugolskiej rodziny. Zeznała ona, że wracała z pracy i ktoś ugodził ją paroma cruciatusami i specjalnie pozostawił ją przy życiu. Kazał by przekazała Ministrowi, że ofiar będzie o wiele więcej gdyż planują unicestwić wszystkich, którzy są zagrożeniem dla czystości krwi czarodziejskiej. Następnego dnia każda gazeta pisała o owym incydencie. I wtedy ktoś wpadł na pomysł by zebrać potężnych magów z całego świata i wspólnymi siłami stworzyć niewielkie miasteczko o dumnej nazwie Aydindril. Miało ono być chronione silnymi zaklęciami, które uniemożliwiać miały znalezienie tego miejsca dla kogokolwiek, wejście do niego a co za tym szło, wyjście. Ta wiedza była tylko dostępna wtajemniczonym a tych nie było wielu. Hermiona wątpiła nawet by było ich pięciu. W końcu chodziło o bezpieczeństwo w środku miasteczka. Zamiary może i mieli dobre ale nie pomyśleli o tęsknocie ludzi przebywających w Aydindril. Rozdzielane były bardzo często małżeństwa, ponieważ tutaj nie mogło być czarodziei czystej krwi. Przez pierwsze 2 lata Hermiona myślała, że oszaleje z tęsknoty za rodziną i przyjaciółmi. Jedyne dzięki czemu jakoś się trzymała były listy, które dostawała i odpisywała na nie codziennie. Kolejne 3 lata jakoś zleciały. Gdzieś ukradkiem usłyszała jak profesor Snape mówi, że Lucjusz Malfoy zajął pozycję Voldemorta i to właśnie on stoi za tymi atakami, chce wykonać czystkę i stworzyć idealną rasę czarodziei. Wyglądało na to, że miał jeszcze większą schizę od jego jego nieżyjącego już pana, którego był najwierniejszym chyba sługą. Z tego co więcej podsłuchała posiadał on niewiarygodnie niebezpiecznych zabójców i to właśnie oni dopełniali tych zabójstw. W każdym razie... miasteczko nie było aż tak bezpieczne jak zapewniało Ministerstwo Magii i nawet sam dyrektor Szkoły Czarodziejstwa i Magii w Hogwarcie. Temu pierwszemu nie można było ufać nawet w pięćdziesięciu procentach ale Dumbledore? Jak on mógł wysłać ją gdzieś i innych, zagubionych bez rodziny. To nieludzkie. Wolałaby zginąć tam gdzie jest jej rodzina niż w towarzystwie obcych ludzi, nie żegnając się z najbliższymi.

- Hermiona... - szept wyrwał ją z otępienia lecz nie miała siły pod odpowiedzieć a tym bardziej się poruszyć. - Granger!! - serce zabiło jej mocniej. Znała ten głos...ale nie chciała go już nigdy więcej słuchać...głos zdrajcy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz